top of page
Zdjęcie autoraLili Ess

Hajduszoboszlò - borowiny, langosz i ostry gulasz

Zaktualizowano: 1 sty 2022






Hajduszoboszlò, węgierski kurort, którego sława nieprzerwanie trwa od lat. Rok rocznie tysiące ludzi odwiedza to miejsce w sezonie letnim.

Na czym polega fenomen tego miejsca nie wiem, może to atrakcyjne ceny, tanio w porównaniu z polskim wybrzeżem i jednak za granicą.





Pierwsze wrażenie zaraz po dotarciu do miasteczka ?? Sama nie wiem, niby czysto, niby fajnie ale jakoś tak, jak w podróży sentymentalnej " zawiało PRL-em". Polacy są tu chyba najliczniejszą nacją jeśli chodzi o turystów, gdzieniegdzie pojawiają się słowackie i rumuńskie tablice rejestracyjne, jednak zdecydowanie najwięcej jest tablic oznaczonych H i PL. W restauracjach i sklepach obsługa wymawia podstawowe zwroty w naszym ojczystym języku i widać że potrafią zrozumieć dużo więcej. Miejsc noclegowych w hotelach i apartamentowcach jest mnóstwo, w różnych standardach. Rozpiętość cen duża, każdy znajdzie coś na własną kieszeń.





My zatrzymaliśmy się w trzy gwiazdkowym hotelu PlageHotel, o samym hotelu możecie poczytać we wcześniejszym poście tutaj. Pierwszego dnia rozejrzeliśmy się po miejskich zakamarkach, miasteczko nie jest duże, jest to typowy kurort, najsłynniejsze uzdrowisko na Nizinie Węgierskiej, gdzie największą atrakcją jest kompleks basenów termalnych, SPA oraz aquapark AquaPalace - wszystko zlokalizowane na jednym ogromnym wygrodzonym terenie. Sama miejscowość choć żyje z turystów, nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Jeden deptak przy którym usytuowane są restauracje, kawiarenki i bary, mały miejski skwer tuż obok wejścia do HungaroSpa z fontanną i ciekawą instalacją dzwonów. Dzwonnica to najnowsza budowla miasta Hajdúszoboszló, w której mieści się stała ekspozycja dzwonów Oborzil podarowanych miastu.


W okrągłej budowli przechowywanych i pokazywanych jest 50 aluminiowych dzwonów zapisanych w spadku miastu. Architekt, Zoltán Rácz projektując budynek, wpisał w jego konstrukcję kilka symboli. I tak, cztery kolumny dzwonnicy symbolizują cztery pory roku, cztery punkty kardynalne, stanowiące jednocześnie punkty wyjściowe układu dzwonów. Nie będę się rozpisywać o historii i samej dzwonnicy, ale jeśli was zainteresuje ten temat to pod zdjęciem powyżej znajdziecie link do konkretnych szczegółowych informacji w tym temacie.

Spacer po mieście zajął nam niewiele dłużej niż godzinę, zobaczyliśmy kilka ciekawych budynków, pomnik ofiar II Wojny Światowej, Kościół, Ratusz, Centrum Kultury, pasaż handlowy, kilka innych ciekawych sklepików, bazarek miejski i tak naprawdę nie udało nam się odkryć w tym miasteczku nic więcej.


Ciekawostką na jaką się natknęliśmy przypadkiem, według mnie całkiem oderwaną od rzeczywistości jest ukryta za kolorowym parkanem kawiarenka Sunny Corner, z niecodziennym wystrojem. Miejsce to przypomina pokolorowany złom, ale ma swój własny klimat. Wieczorami schodzi się tam dużo młodzieży, miejsce chyba dość popularne wśród miejscowych, pokazał nam się w niej Pokemon, ale to to informacja tylko dla wtajemniczonych łowców . Mają niezłe piwo, ale nie skusiliśmy się na żadne danie z karty w tej knajpce.

Dwie przecznice dalej od głównej promenady jest miejski bazarek. Takie miejsca lubię najbardziej, zawsze zagądamy na lokalne ryneczki, gdziekolwiek jesteśmy. Tam, jeśli planujecie paprykowe zakupy warto się udać. Przyprawy, warzywa i owoce są dużo tańsze niż w sklepach.


Po zakupach na ryneczku warto, też odwiedzić jedną z lokalnych cukierni, w upalny dzień na lody, a w rześki poranek na pyszną kawę z ciekawym ciasteczkiem. Szczerze, to właściwie to podobało mi się w Hajduszoboszlo najbardziej. Ciasteczka mają niebiański smak. Polecam szczerze Szilagyi Cukràszada.




Powoli zmierzam do głównej atrakcji Hajduszoboszlo, jakim jest HungaroSPA i to piszę, to tylko moja subiektywna opinia, napewno wiele osób jest zachwyconych tym miejscem, ale mnie skojarzyło się ono z wielkim mrowiskiem. Takiego tłumu ludzi w publicznym aquparku dawno nie widziałam.





Park podzielony jest na dwie części i tak też opłaca się bilety w zależności od strefy cena za bilet rośnie. My zakupiliśmy bilet do strefy VIP, tam teoretycznie jest więcej miejsca przy basenach, leżaki wliczone są w cenę biletów i basen z borowinami jest mniej oblegany. Natomiast większość punktów gastronomicznych położona jest w pierwszej strefie.

Teren Aquaparku faktycznie jest ogromny, kilkanaście basenów o różnych wielkościach i głębokościach a dookoła każdego setki plażowiczów, na leżakach, kocykach, ręcznikach, niektórzy poukładani na przejściach pomiędzy basenami inni całymi rodzinami plażują rozłożeni na trawnikach. Do tej pory nie rozumiem co przyciąga tych wszystkich ludzi w to miejsce, ale oni faktycznie tu są i plażują tam codziennie.

Po dniu pełnym basenowych wrażeń wieczorem, zapełniają się bary i restauracje. Kuchnia węgierska w kartach tych restauracji jest dość monotonna i jak dla mnie zbyt tłusta. Oczywiście spróbowałam słynnego gulaszu z kociołka i langosza bo grzechem jest być i nie skosztować lokalnych pyszności. Owszem dania smaczne, ale nie mogłabym tak jeść na codzień. Langosz wysmażony na głębokim tłuszczu, ociekający jak nieodsączony racuch, polany czosnkowym sosem na bazie majonezu i śmietany z grubą warstwą startego żółtego sera, to danie dla konesera, ale mój układ trawienny niestety nie zniósłby dobrze takiej diety na dłuższą metę. Gulasz występuje tu w wielu wariacjach z każdego rodzaju mięsa. Dość osobliwym daniem w karcie jednej z restauracji, na które niestety nie skusiliśmy się jest potrawka z kogucich jąder podana z grzebieninem i żołądkiem. Spróbowaliśmy zupy gulaszowej, rozgrzewająca, sycąca i tłusta, rosół który jak widać podany jest dość osobliwie z gotowaną kością ze schabu, sałatki szefa z kurczakiem, śmietanowym dresingiem i dużą ilością tartego żółtego sera, gulaszu wieprzowego z kluseczkami i to chyba wszystko czego próbowaliśmy z karty głównej obiadowego menu restauracji Kemencès Csàrda.

I tak w wielkim skrócie, minęło nam kilka wakacyjnych dni w węgierskim kurorcie i chyba długo tu nie wrócimy, jednak wszystkim, którzy rozważają przyjazd naprawdę polecam. Miejsce ma swój urok. Pomimo tłumów ludzi na basenach można tu oderwać się od rzeczywistości i wypocząć. I ceny są przyjazne kieszeniom, choć liczone w tysiącach forint troszkę przerażają jak na przykład "paczka papierosów" za 1070.

Ciekawostką jest że papierosy nie znajdziecie z ogólnospożywczym sklepie, jedynie w zakamuflowanych kioskach na których widnieją wielkie zakazy wstępu dla osób niepełnoletnich.


394 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page