Egipt kolebka cywilizacji, starożytna kultura której wiele zawdzięczamy, dla jednych słoneczny raj, dla innych piekło pod plamami.
Dziś z perspektywy czasu i własnych doświadczeń przyglądając się Egiptowi odnoszę nieodparte wrażenie, że kraj ten zaczyna cofać się cywilizacyjnie. Tak wiele tam nadal jest rzeczy, dla nas Europejczyków nie pojętych. Poczynając od procederu wielożeństwa, utajonej pod przykrywką "Orfi" prostytucji nieletnich, poprzez obrzezanie dziewcząt. Tak, tak to wszystko tematy tabu, o których statystyczny Egipcjanin się nie wypowiada, a już napewno nie rozmawia o tym chętnie z Europejczykiem, ale to nie znaczy że tych tematów nie ma. Kiedy zawitasz do Egiptu nie jako turysta z resortu, ale jako osoba prywatna i spędzisz tam trochę czasu na własną rękę nie otoczony opieką rezydentów to zobaczysz to, czego zwykle nie pokazuje się turystom. Enklawy niewyobrażalnej biedy, wioski, w których nadal żyje wielu analfabetów, żebrzące na ulicach dzieci, a wszystko to w sąsiedztwie ociekających bogactwem dzielnic prywatnych willi i zamkniętych osiedli.
Taki jest prawdziwy Egipt kraj pełen drastycznych kontrastów.
Z Egiptem jest podobno tak, że jeśli raz tam zawitasz, to albo go znienawidzisz albo całym sercem pokochasz.
Ja nie do końca się z tym stwierdzeniem zgadzam, w moim przypadku było tak, że im głębiej poznawałam ludzi i kulturę tym bardziej nie umiałam określić jednoznacznie moich uczuć względem tego niesamowitego poniekąd kraju. Z jednej strony pierwszy zachwyt orientem zostawał gaszony kolejnymi odkrywanymi powoli faktami o prawdziwym Egipcie, z drugiej strony nowe miejsca, bogactwo starożytnych pomników i starożytna historia wciąga i uzależnia.
Niewątpliwie Egipt to magia ... ale jak każda magia ma swoje czarne strony, a im dłużej tam byłam tym wiecej tych czarnych stron odkrywałam.
Jednym z pierwszych faktów, który wpłynął na moj stosunek do tego kraju było odkrycie że hipokryzja i zakłamanie to narodowa cecha Egipcjan i Egipcjanek.
Poruszam tu tylko trzy z wielu tematów TABU, o których większość moich egipskich znajomych nie chciała rozmawiać wcale, a które, są i mimo, że zamiatane pod dywan sprawiają, że trudno mi tak jednoznacznie zachwycać się Egiptem.
Zabbaleen - kairscy śmieciarze
Jest takie miejsce w Kairze brudne i na kilometr śmierdzące, gdzie pośród stosów śmieci żyje ponad 80 tysięcy ludzi zwanych potocznie "zabbaleen" co w wolnym tłumaczeniu oznacza "ludzi śmieci". Miejsce to nazywa się Mukattam choć cieżko tam trafiać, bo generalnie żaden taksówkarz Was tam nie zawiezie i żaden przewodnik turystyczny o nim raczej nie wspomni, to ono jest i codziennie tętni swoim śmieciowym rytmem.
"Zabbaleen" to głównie potomkowie rdzennych egipskich rolników, którzy porzucili gospodarkę na jałowym egipskim gruncie i wyruszyli na poszukiwanie lepszego życia w stolicy.
Większość budynków tutaj to ruiny, rozwalające się budowle lub niedokończone place budów bez elektryczności, kanalizacji czy bieżącej wody za to zatopiene po dachy w tonach śmieci.
Ci ludzie znaleźli swój sposób na życie, wszyscy mieszkańcy tej dzielnicy łącznie z dziećmi zaangażowani są tu w recykling, każdego ranka wozami konnymi, rowerami lub innymi dostępnymi środkami transportu wyruszają w Kair, aby wieczorem obładowani po brzegi śmieciami wielkiej meteopili wrócić tu i segregować zdobyte odpady. Skuteczność tych działań jest niezwykle wysoka sięga bowiem podobno do 90% odzyskanych do ponownego przetworzenia śmieci.
W tym nieziemskim krajobrazie spotkacie też hodowane w domach świnie, które odgrywają dużą rolę w przetwarzaniu odpadów organicznych, tak w dosłownym znaczeniu świnie karmione śmieciami stanowią źródło mięsa dla mieszkańców, często mięso to trafia do pobliskich niemuzułmańskich restauracji. Trudno sobie wyobrazić fetor który jest wizytówką tego miejsca i obrazki małych brudnych dzieci, które bawią się i uśmiechają do ludzi w przerwach pomiędzy zbieraniem i segregowaniem śmieci.
Handel żywym towarem
Kolejnym tematem tabu którego w kręgach szanowanych Egipcjan się nie porusza jest handel dziećmi "utajona prostytucja". Co roku w egipskich wioskach, gdzie większość mieszkańców nadal jest analfabetami, a wielu z nich nie widnieje nawet w żadnych ewidencjach dochodzi do haniebnego procederu jakim jest sprzedaż młodych dziewczynek bogatym Arabom przybywającym tam na wakacje. Dzieczynki oddawane przez rodzinę w charakterze "wakacyjnych żon" kontraktem na jeden dzień za okolo 115 $ lub na cały miesiąc gdzie cena wzrasta do 10 tys. $ i jest taką kwotą, za którą może przez długie miesiące wyżyć cała rodzina sprzedanej.
Khitan - Obrzezanie kobiet
Paskudny proceder, który pomimo rządowych zakazów nadal trwa praktycznie w całej dzikiej Afryce, a także z cywilizowanym Egipcie. Ten temat jest szczególnie drażliwy zarówno dla egipskich kobiet jak i mężczyzn. To tabu, o którym nie wolno mowić. Choć nie ma bezpośredniego związku z religią bo wycięcie łechtaczki dotyka zarówno muzułmanki jak i chrześcijanki to jednak bractwo muzułmańskie dążyło do legalizacji tego procederu w Egipcie. Jeśli już znajdziecie się w kręgach wyzwolonych egipskich kobiet i przekonacie choćby jedną z nich do szczerej rozmowy to najpierw usłyszycie historyjkę o czystości i wierności, a potem jeśli dopisze Wam szczęście i wasza rozmówczyni otworzy się przed wami i wykrzyczy co jej leży na sercu, dopiero zrozumiecie jak bezsensowny i bestialski jest ten proceder i jaka naprawdę jest "egipska moralność".
Dlatego właśnie nie mogę powiedzieć jednoznacznie, że kocham Egipt tak jak deklaruje większość zapatrzonych w słoneczne plaże turystów z Europy.
Kurorty to inny świat, który z prawdziwym Egiptem niewiele ma wspólnego, a my turyści z Europy nie mamy szans pewnych rzeczy widzieć, często jeśli nawet mamy szanse, to nie chcemy na nie patrzeć przez nasze oczy "szeroko otwarte", wolimy widzieć palmę i uśmiechnięte buzie sklepikarzy którzy czatują na spacerujące po kurortach portfele wypchane dolarami lub euro.
Pisząc ten wpis mam świadomość, że narażam się na ataki ze strony rzeszy polskich pań powiązanych z Egiptem zwykle wakacyjnym romansem, zaślepionych gorącą jak piasek Sahary miłością, nie tyle do samego kraju, co do mężczyzn z niego pochodzących.
Nie poruszam tu innych tematów, które rażą mnie w oczy, nie odnoszę się do pojedynczych historii. Biorę pełną odpowiedzialność za swoje słowa, to o czym napisałam to tylko wierzchołek góry lodowej, którą odkryłam podczas kilkuletniej przygody z Egiptem, aczkolwiek nie jest moim zamiarem szkalowanie tego pięknego w pewnym sensie kraju. Chciałabym tylko zwrócić uwagę na fakt, że tam gdzie my widzimy turkusowe morze, żółty piasek i piękne palmy inni borykają się z wieloma problemami, o których większość z nas nigdy nawet nie słyszała.
Wpis ten spontanicznie powstawał w 2015 roku, kiedy to na dobre żegnałam się z Egiptem po 5 latach zgłębiania jego tajemnic, ale nie został wtedy opublikowany, bo wtedy jeszcze nie prowadziłam tego bloga. Jako jedna z wielu notatek tkwił sobie w moim podróżnym pamiętniku, aż do teraz ...